2017-09-10

Kryzys koreański i jego geopolityczny kontekst

Przeprowadzona 02 września 2017 północnokoreańska próba nuklearna (prawdopodobnie termonuklearna) może zmienić regionalny i światowy układ geopolityczny na lata. Zarówno ta prowokacja, jak i werbalne groźby ataku na wyspę Guam (terytorium USA nie będące stanem, logistyczny hub Sił Zbrojnych USA na Pacyfiku) czy wystrzelenie rakiety pozbawionej głowicy tak, by przeleciała przez terytorium Japonii to nie tylko – jak określił to amerykański politolog Gordon G. Chang – pokazanie Ameryce i jej sojusznikom środkowego palca. Ostatnia sekwencja północnokoreańskich prowokacji to element wielowarstwowej wojny informacyjnej i psychologicznej, jaką prowadzi neokomunistyczny Blok Eurazjatycki przeciwko Wolnemu Światu, którego centrum stanowią USA.

Kilka lat temu, przy okazji ostatniej odsłony permanentnego „kryzysu” koreańskiego pisałem, że neostalinowski reżim Kimów nie funkcjonuje w geopolitycznej próżni – Korea Północna jest w istocie elementem sieci formalnych i nieformalnych sojuszy pod worodzą osi Pekin-Moskwa, który pełni w tym układzie rolę „harcownika” i straszaka wobec USA oraz aliantów, w szczególności zaś wobec Korei Południowej oraz Japonii. Korea Północna ma – jak wówczas napisałem – odwalać brudną robotę: dokonywać prowokacji i kroków, na które nie może pozwolić sobie ani Pekin, ani nawet bardzo w ostatnich latach agresywna, Moskwa. Kraj rządzony przez czerwoną dynastię Kimów jest w szczególności powiązany z komunistycznymi Chinami, będąc niejako podwykonawcą, realizującym tzw. „czarne programy” Pekinu – np. handel narkotykami czy też dozbrajanie terrorystów. Z układu tego wszystkie trzy strony czerpią korzyści: Moskwa i Pekin wspólnie bronią terroryzującego świat sojusznika przed działaniami retaliacyjnymi USA i krajów wolnego świata, chociażby sprzeciwiając się sankcjom, zbrojeniu Korei Płd. i Japonii oraz umieszczaniem tam chociażby amerykańskiego systemu THAAD, czy wreszcie prowadząc z KRLD wymianę handlową, w co wlicza się modernizację parku technologicznego armii północnokoreańskiej. I ten kontekst należy mieć na uwadze, analizując aktualną odsłonę tego kryzysu.

Bieżącym skutkiem, a na pewno w jakimś zakresie celem Pekinu i Moskwy jest stopniowa destabilizacja sytuacji politycznej w rejonie Zachodniego Pacyfiku oraz Azji Wschodniej, przy czym beneficjentem ma być w szczególności ChRL. Północnokoreańska groźba ataku rakietowego na wyspę Guam, wystrzelenie rakiety międzykontynentalnej nad Japonią oraz niedawna próba termonuklearna ma za zadanie postawienie USA pod rządami administracji Donalda Trumpa w sytuacji bez dobrego wyjścia. Wcześniej, Trump i sekretarz obrony USA gen. James Mattis rozważali opcje prewencyjnego ataku na północnokoreańskie instalacje służące produkcji i przechowywanie broni masowego rażenia oraz środki jej przenoszenia. Ostatnie prowokacje ze strony KRLD to „sprawdzam” wobec zarówno USA, jak i sojuszników Waszyngtonu – zwłaszcza Republiki Korei i Japonii. Wykazało ono, że realnie USA są w stanie wesprzeć Japonię i Koreę Południową, jednak atak prewencyjny czy odwetowy ze strony sił zbrojnych Stanów Zjednoczonych nie wchodza w grę.

Moskwa i Pekin mogą aktywnie rozgrywać kryzysem chociażby stawiając się w roli rozjemców, „gołąbków pokoju” i proponentów zakrojonych na szeroką skalę projektów rozwiązania sytuacji – aktualnie władze Chińskiej Republiki Ludowej i Federacji Rosyjskiej występują z propozycją, która w istocie sprowadzać się ma do finlandyzacji praktycznie całej niekomunistycznej części Azji Wschodniej i Pacyfiku. Jednocześnie sprzeciwiają się bardziej dotkliwym sankcjom wobec KRLD i deklarują kontynuację polityki sprowadzającej się do wspomagania reżimu Kim Jong Una. Warto zanotować również, iż plan „pokojowy” Putina i Xi został poparty przez rząd Niemiec, który deklaruje jednocześnie, że w przypadku ewentualnej agresji ze strony KRLD nie pomoże Stanom Zjednoczonym. Świadczy to o powolnym, stopniowym, ale konsekwentnym zacieśnianiu się i krystalizowaniu nowego układu geopolitycznego, wrogiego USA – neokomunistycznego „Bloku Kontynentu”: do osi Moskwa-Pekin dołączają Niemcy – państwo dotąd będące formalnie członkiem NATO i sojusznikiem USA (a de facto – wasalem Waszyngtonu). Ponadto, im bardziej nasila się kryzys koreański, tym większe pole manewru na terenie Europy Środkowej i Zachodniej ma Rosja Sowiecka. Zwłaszcza w kontekście mających się odbyć niebawem manewrów Zapad-2017; choć mimo obaw podsycanych przez samą kremlowską wierchuszkę, mało prawdopodobny jest atak na Polskę czy Litwę, ćwiczenia mogą się przekształcić we wzmocnienie sowieckiej obecności na Białorusi, a w przypadku najgorszym – regularną interwencję na Ukrainie. Rosja Sowiecka – jak twierdzi Paweł Bobołowicz – może usiłować kupić chociażby dalsze koncesje na Ukrainie za cenę „spokoju” na Półwyspie Koreańskim. Putin, jednocześnie z kryzysem koreańskim, prowadzi grę mającą zjednać sobie Japonię (mówienie o możliwości traktatu pokojowego) i Koreę Południową.

Państwa te jednak, mimo stałego życia w cieniu północnokoreańskich, chińskich i sowieckich rakiet z głowicami nuklearnymi, wykazują zdrowy rozsądek i porzucają pacyfistyczne mrzonki. Japonia już od długiego czasu wraca do starego, dobrego imperialnego militaryzmu, w odpowiedzi na politykę Pekinu, Pjongjangu i Moskwy.

Warto też zwrócić uwagę na jeszcze inny skutek ostatnich koreańskich prowokacji – spadki zanotowały giełdy w różnych miejscach świata i gospodarki narodowe różnych krajów. To mocna poszlaka świadcząca o tym, że komunistyczne Chiny i Rosja Sowiecka przeprowadzają atak per procura, za pomocą Korei Północnej, na gospodarki krajów zachodnich oraz Korei Południowej i Japonii. Sytuacja ta jest o tyle groźna, że gospodarka stanowi – mówiąc po clausewitzowsku – środek ciężkości systemów demoliberalnych. ChRL i Rosja Sowiecka, nie mówiąc o komunistycznej Korei, mają zdegenerowane, upadłe, przeżarte korupcją i komunistycznymi układami gospodarki, które nie mają szans na normalną konkurencję z gospodarkami Zachodu i Dalekiego Wschodu. Ale mogą uderzyć w nie, próbując niejako sprowadzić je do parteru.

Wraz z uzyskaniem przez KRLD broni nuklearnej oraz broni termonuklearnej, wraz z coraz to nowymi środkami jej przenoszenia, ogólnym rozwojem techniki wojskowej, a co najważniejsze, z rosnącą agresją i butą jej władców, Pekin i Moskwa zyskują coraz silniejszy instrument służący realizacji ich celów, nie tylko w rejonie Azji i Pacyfiku, ale i na całym świecie.

W grę wchodzi również możliwość wywołania przez północnokoreańską czerwoną dynastię wojny. Józef Darski twierdzi, że obecnie taki scenariusz nie wchodzi w grę, gdyż wg niego, za decyzją o użyciu środków wojskowych musi stać racjonalna kalkulacja i interesy polityczne. Z kolei płk Piotr Wroński, esbek i wywiadowca, który przeszedł na Jasną Stronę Mocy (swoją drogą, polecam jego książki, zwłaszcza „Czas nielegałów” i konfontację jej treści z tym, co pisał chociażby Anatolij Golicyn, autorzy Wydawnictwa Podziemnego czy też Ścios), twierdzi przeciwnie, określając nieraz północnokoreański reżim jako „ISIS z bronią nuklearną”, który wcale nie musi kierować się racjonalnymi przesłankami, żeby wywołać wojnę. Ponadto, rządy totalitarne, komunistyczne, kierują się zupełnie innym rodzajem racjonalności, niż reżimy demoliberalne.


Jeff Nyquist w swoim najnowszym artykule twierdzi, że Moskwa i Pekin celowo pchają do wojny Kima po to, by po interwencji amerykańskich sił zbrojnych na Półwyspie Koreańskim włączyć się do wojny w obronie Korei Północnej, wchodząc w starcie z siłami USA. Ale taka opjca byłaby zupełnie nieopłacalna dla Moskwy i Pekinu – rosyjscy i chińscy bolszewicy wykorzystują do swoich celów tzw. „państwa bandyckie”, terrorystów i „zielone ludziki” właśnie dlatego, że będąc zapóźnionymi technologicznie i nie mogąc panować na morzach, oceanach i w powietrzu, najpewniej przegraliby w starciu bezpośrednim z Ameryką.

Kim Jong Un groził m.in. atakiem rakietowym na wyspę Guam. Wyspa ta jest de facto zachodnią rubieżą Stanów Zjednoczonych, mającym kluczowe znaczenie dla amerykańskiego stanu posiadania na Pacyfiku i w Azji Wschodniej. Na północy wyspy znajduje się baza Sił Powietrznych USA Andersen, na zachodzie zaś – baza Marynarki Wojennej Agana. Wyspa Guam (wraz z Marianami Północnymi, Mikronezją i Palau) znajduje się w tzw. „zewnętrznym łańcuchu obronnym”, który w geostrategii oceanicznej ChRL pełnić ma rolę podobną do Wielkiego Muru Chińskiego onegdaj. A zdobycie dominacji na Pacyfiku Zachodnim (oraz sojusz z Rosją Sowiecką) to dla ChRL warunek konieczny do uzyskania statusu światowego supermocarstwa. Gdyby zatem Korea Północna zaatakowała tą wyspę (co tyczy się również i Japonii oraz Korei Południowej) i amerykańskie instalacje wojskowe, to niejako „zrobiłaby robotę” za Chiny, realizując chrlowskie plany.


Z perspektywy USA oraz ich głównych sojuszników w regionie problem Korei Północnej jest sytuacją bez wyjścia, gdyż jakikolwiek atak prewencyjny na ten kraj spowoduje kontruderzenie, następstwem którego będzie zniszczenie Korei Południowej, walka z fanatyczną armią liczniejszą nawet od sowieckiej i chińskiej oraz konsekwencje, o których napisane jest wyżej. Z drugiej strony, posunięcia dyplomatyczne mające skłonić Pekin i Moskwę do powściągnięcia Kima nic na dłuższą metę nie dadzą, gdyż te nie zrezygnują z posiadanie coraz to bardziej zaawansowanego technicznie straszaka, którym będą mogły coraz to skuteczniej rozgrywać Wolnym Światem i który kiedyś może być inicjatorem wojny per procura. Ewentualne oficjalne przyjęcie KRLD do „klubu nuklearnego” na drodze negocjacji czy międzynarodowego traktatu byłoby prestiżową porażką USA i zwycięstwem Pekinu, Moskwy i ich terrorystycznych sojuszników.