2017-08-10

Manewry "Joint Sea 2017"

Aspekt militarny

W dniach 24-27 lipca 2017 r. na wodach Morza Bałtyckiego, w bezpośredniej bliskości eksklawy kaliningradzkiej odbył się pierwszy etap ćwiczeń marynarek Federacji Rosyjskiej i ChRL pod kryptonimem „Morskie Współdziałanie 2017”. Etap drugi ma odbyć się we wrześniu na wodach Morza Ochockiego i Morza Japońskiego. Manewry „Morskie Współdziałanie” odbywają się cyklicznie od roku 2012. Pierwsze ćwiczenia z tego cyklu odbyły się na chińskich wodach w pobliżu Qingdao, drugie, w roku 2013 na wodach Zatoki Piotra Wielkiego na Dalekim Wschodzie Rosji, trzecie w roku 2014 w pobliżu Szanghaju, czwarte w roku 2015 we wschodniej części Morza Śródziemnego oraz na wodach Morza Ochockiego i Japońskiego. Zeszłoroczna iteracja odyła się na wodach Morza Południowochińskiego. Aktualne ćwiczenia „Morskie Współdziałanie” to pierwsze ćwiczenia oddalone o tak duży dystans od obszaru komunistycznych Chin i jednocześnie odbywające się tak blisko granic NATO.

W bałtyckiej części manewrów wzięły udział trzy okręty chińskie i dwa okręty sowieckie. Ze strony chińskiej były to niszczyciel rakietowy typu 052D CNS „Hefei”, fregata rakietowa CNS „Yuncheng” typu 054A i okręt zaopatrzeniowy CNS „Luomahu” typu 903A. Strona sowiecka wysłała na wody w rejonie Bałtijska dwa okręty wojenne: korwety rakietowe typu 20380: „Stierieguszczij” i „Bojkij”. W ćwiczeniach uczestniczyło również sowieckie lotnictwo w sile jednego samolotu myśliwskiego, śmigłowiec szturmowy Ka-52 Aligator oraz pododdziały piechoty morskiej ChRL (znajdujący się na pokładzie Luomahu) i Rosji Sowieckiej. Okręty marynarki Chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej wypłynęły z portu na wyspie Hainan już 18 czerwca i po drodze przeprowadziły strzelanie artyleryjskie na wodach Morza Śródziemnego.

Oficjalnym celem chińsko-sowieckich manewrów morskich na Bałtyku była poprawa skuteczności współdziałania marynarek wojennych FR i ChRL, zgrywanie załóg okrętów wojennych obydwu krajów oraz przeciwdziałanie zagrożeniom bezpieczeństwa morskiego, ochrona interesów ekonomicznych Moskwy i Pekinu na morzach i oceanach i usprawnienie dowodzenia wspólnymi operacjami morskimi – na czas ćwiczeń powołano wspólny, chińsko-sowiecki sztab umieszczony w Bałtijsku, a językiem urzędowym był język rosyjski. Manewry oficjalnie zakończyły się w Petersburgu, wspólną defiladą okrętów z okazji święta marynarki wojennej Federacji Rosyjskiej.

Aspekt polityczny

Oficjalnie – jak zapewniali sowieccy i chińscy admirałowie i oficjele, na czele z Putinem – ćwiczenia te „nie były wymierzone w jakąkolwiek stronę trzecią”, choć zupełnym „przypadkiem” odbyły się po rozpoczęciu rozmieszczania elementów tarczy antyrakietowej w Polsce, w trakcie zwiększania amerykańskiej obecności na wschodniej flance NATO, po manewrach NATO-wskich „Saber Strike 2017” na Morzu Czarnym, po wizycie prezydenta USA Donalda Trumpa w Niemczech i Polsce. Zupełnie też „przypadkiem” za obszar pierwszej fazy ćwiczeń towarzysze z Moskwy i Pekinu obrali akwen znajdujący się przy wschodniej granicy NATO. Zupełnie „przypadkiem”, takie niezależne media, jak sowiecki Sputnik czy chrlowski „Global Times” piszą o ich znaczeniu jako o demonstracji politycznej.

Tegoroczna edycja manewrów „Morskie Współdziałanie” ma wymiar nie tylko operacyjny, ale właśnie polityczny i propagandowy (to samo tyczy się zresztą innych manewrów z tego cyklu, a także wspólnych ćwiczeń innych rodzajów wojsk). Przede wszystkim należy je oceniać z perspektywy polityczno-militarnego sojuszu Moskwa-Pekin. Rosja Sowiecka i komunistyczne Chiny od blisko trzydziestu lat oficjalnie realizują politykę budowy strategicznej współpracy politycznej, dyplomatycznej, gospodarczej i wreszcie militarnej, realizowanej na poziomie kontaktów pomiędzy czynnikami kierowniczymi państw i sił zbrojnych, współpracy i wymiany wojskowo-technologicznej oraz organizacji wspólnych manewrów wojskowych na coraz to nowych obszarach. Bałtyckie manewry mają charakter demonstracji wspólnoty interesów geopolitycznych Moskwy i Pekinu, zarówno na poziomie regionalnym („bliskiej zagranicy” obydwu państw) jak i globalnym – chodzi o wspólną detronizację USA z pozycji światowej superpotęgi i dezintegrację Zachodu, wspólne ustanowienie eurazjatyckiej przestrzeni strategicznej (składającej się z Europy, Federacji Rosyjskiej i ChRL) oraz ustanowienie nowego porządku świata, którego centrum ma być oś Moskwa-Pekin. Wspólne manewry na „Błękitnych Wodach” mają zamanifestować właśnie globalny zasięg sojuszu oraz to, że jego strony wzajemnie się wspierają w realizacji swoich interesów, zarówno tych wspólnych, jak i partykularnych.

Z perspektywy Moskwy, wspólne ćwiczenia morskie z marynarką ChRL to demonstracja poparcia Pekinu dla jej interesów na terenie Europy, zarówno Europy Środkowej i Wschodniej, nadal traktowanej przez Kreml jako strefa bezpośrednich wpływów, jak i Zachodniej. Wybór Bałtyku jako akwenu, na którym odbyły się ćwiczenia również nie był przypadkowy – jest to bowiem bardzo mocny sygnał chińskiego wsparcia dla sowieckiej polityki uzyskania szerszego dostępu do Morza Bałtyckiego, czy wręcz ustanowienia przez Moskwę swojej wersji Dominium Maris Baltici (Bałtyk stanowi bramę do Oceanu Atlantyckiego), przejawiającej się z jednej strony budową gazociągu Nord Stream (i próbą budowy Nord Stream 2, która może zostać pogrzebana przez amerykańskie sankcje i eksportu amerykańskich paliw kopalnych), a z drugiej – wojskowymi prowokacjami wobec Polski, Finlandii, Szwecji, krajów bałtyckich czy wreszcie USA oraz próbą ustanowienia nad Europą Środkowo-Wschodnią i Bałtykiem strefy wyłącznej, sowieckiej kontroli dostępu do przestrzeni powietrznej. Manewry są również demonstracją poparcia komunistycznych Chin dla Moskwy w obliczu sankcji nałożonych przez Zachód („GlobalTimes” już pisze o możliwości chińskiego „bailoutu” dla reżimu kagiebistów), zwłaszcza przez USA, coraz bardziej asertywnej wobec Rosji Sowieckiej (ale i ChRL) polityki zagranicznej USA pod wodzą administracji Donalda Trumpa, czy też Polski (a właściwie ośrodka dyspozycji politycznej skupionego wokół Antoniego Macierewicza) i krajów bałtyckich. Wcześniej, Moskwa w podobny sposób – za pośrednictwem wspólnych manewrów – sygnalizowała poparcie dla Pekinu, na przykład w sprawie chińskich roszczeń na Morzu Południowochińskim. Ponadto, manewry „Morskie Współdziałanie 2017” wpisują się w ciąg manewrów i ćwiczeń wojskowych (kolejne ćwiczenia po bałtyckiej fazie „Joint Sea” to „Zapad 2017”), przy pomocy których Rosja Sowiecka zamierza zastraszać kraje Pomostu Bałtycko-Czarnomorskiego i/lub trzymać je w stanie uległości.

Z punktu widzenia Chin, manewry były próbą projekcji siły i obecności na obszarze Europy Środkowej i Wschodniej, oddalonym znacznie od macierzystego terytorium i wód Basenu Pacyfiku Zachodniego, do których Pekin rości sobie prawa. Chiny dążą do uzyskania dominacji nie tylko w obszarze Pacyfiku Zachodniego i Oceanu Indyjskiego, ale i na pozostałych oceanach i morzach, co oznacza konfrontację ze Stanami Zjednoczonymi i mniejszymi krajami. Państwo to zainaugurowało niedawno polityczno-ekonomiczny projekt „Nowego Jedwabnego Szlaku” - sieci połączeń pomiędzy Chinami a obszarem Eurazji (i Afryki Wschodniej) oraz inwestycji infrastrukturalnych w krajach Eurazji. W skład NJS ma wchodzić również sieć połączeń morskich, które wymagają – z punktu widzenia Pekinu – odpowiedniego zabezpieczenia militarnego. Nowy Jedwabny Szlak w planach decydentów z chińskiej kompartii ma zostać scalony z innymi inicjatywami integracyjnymi: prowadzonymi przez Moskwę, na czele z Eurazjatycką Unią Gopodarczą (o czym pisze właśnie w kontekście omawianych manerwów „Global Times”) oraz europejskimi – Unią Europejską i pomniejszymi. Głównym partnerem ChRL w budowie tego projektu stała się Moskwa. W długofalowej strategii budowania politycznych wpływów, ekspansji i uzyskania statusu światowego mocarstwa przez komunistyczne Chiny, Rosja Sowiecka pełni bardzo ważną rolę – nie tylko głębokiego zaplecza ekonomicznego i surowcowego, ale też nośnika regionalnych i światowych interesów Pekinu, swego rodzaju geopolitycznego „pasa transmisyjnego” i „żandarma”. Kagiebowskie elity polityczne rządzące Federacją Rosyjską aprobują swoją rolę w chińskiej megastrategii, widząc w niej zyski dla siebie.

Długofalowa, wspólna strategia Pekinu i Moskwy trafiła jednak w ostatnim czasie na poważną przeszkodę, jaką jest powrót amerykańskiego imperium i odbudowa nadszarpniętej przez rządy Obamy i Clinton – kryptokomunistów i globalistów – polityczno-militarnej i ekonomicznej potęgi USA. Niezwykle ważnym czynnikiem jest również przewaga technologiczna centrum „sojuszu Zachodu” nad wciąż zacofanymi pod tym względem ChRL i Federacją Rosyjską. Flota chrlowskich „niszczycieli lotniskowców” - bo tak określa się typ 052D – nie powinna nadszarpnąć potęgi amerykańskiej marynarki wojennej, której główną siłą są lotniskowe grupy bojowe, przynajmniej dotąd, dokąd ChRL nie stworzy równoważnych im sił, o marynarce wojennej Rosji Sowieckiej nie wspominając. Wydaje się też, że nawet połączone siły tych dwóch państw prawdopodobnie nie byłyby w stanie stawić czoła potędze Imperium Americanum, opierającego swą siłę na panowaniu na morzach i oceanach, głównie z przyczyn zapóźnienia technologicznego, nad którego niwelacją skądinąd obie strony (ChRL i FR) pracują. Inna sprawa to fakt, że działania militarne – zarówno mające zastraszyć wroga manewry, jak i działania wojenne o niskiej intensywności – mają w strategii Moskwy i Pekinu zadanie komplementarne wobec faktycznie groźnych „działań aktywnych”, prowadzonych głównie przez bezpieki, specsłużby i ośrodki propagandowe.

Sojusz Pekin-Moskwa, tzw. „nowa zimna wojna” a sprawa polska

Bałtycka faza manewrów „Joint Sea 2017” to również czytelny i wyraźny sygnał ze strony Moskwy i Pekinu wobec Polski. Po pierwsze, jak napisałem wyżej, wpisują się one w sowiecką taktykę zastraszania krajów regionu przy pomocy manewrów. Po drugie jest to sygnał, że w kwestii Polski, ale i całego rejonu Międzymorza Chiny będą wspierać kagiebowskiego sojusznika, a w każdym razie, nie będą działać przeciwko Moskwie. Wbrew temu, co chcieliby widzieć zwolennicy mitów o „Chińczykach na Syberii”, „nieuchronnym konflikcie chińsko-rosyjskim”, „polsko-chińskiej granicy na Uralu” i o Nowym Jedwabnym Szlaku, którego projekty infrastrukturalne rzekomo zmodernizują Polskę. Podłączenie Polski do tej i innych ostatnio wdrożonych chińskich inicjatyw oznaczałoby już trwałe zaprzepaszczenie szans na odzyskanie przez Polskę suwerenności i niepodległości oraz trwałą redukcję kraju i regionu Międzymorza do roli „trasy W-Z” na zachodnim odcinku osi Pekin-Moskwa-Berlin i chińskiej montowni (zamiast niemieckiej, jak do tej pory). ChRL, ze swoimi projektami infrastrukturalnymi i logistycznymi, pełniłyby w tym układzie – jak określił to dr Jerzy Targalski – rolę „zastępczej Rosji”, wchodząc w te sektory gospodarki i polityki (ze wskazaniem na gospodarkę), których Rosja Sowiecka opanować nie da rady. Przystąpienie do chińskiego projektu „Pasa i Szlaku” wymagałoby też od Polski podjęcia „resetu” z Rosją Sowiecką – państwem, które w niejako naturalny sposób jest jednym z ważniejszych elementów tego przedsięwzięcia.

Zwraca też uwagę jeszcze jedna rzecz – manewry „Joint Sea 2017” zbiegły się w czasie z próbami pełzającego puczu/destabilizacji, w którym głównym czynnikiem jest z jednej strony sieć organizacji finansowanych i inspirowanych z zagranicy (przez zachodnich globalistów z Sorosem na czele, ale również przez sowieciarskich oligarchów), z drugiej zaś – działania mające zneutralizować rząd PiS, między innymi poprzez usunięcie/marginalizację proniepodległościowego i antysowieckiego Antoniego Macierewicza. Zapowiedzi kolejnych sowieckich manewrów wojskowych zbiegają się zaś w czasie z zapowiedziami kolejnych „happeningów” totalitarnej opozycji i różnego rodzaju „obywateli PRL”, inspirowanych przez „Ubekistan”.